minutarefleksji #piszedociebie Jesteśmy w oku cyklonu. Huśta jak na morzu, z tą różnicą, że leżymy pod ciepłą kołdrą, wszyscy śpią przy dźwiękach wichury a ja piję kawę i słucham jak tłuste krople uderzają o szyby i gęstym, leniwym ruchem, jakby to miód padał z nieba a nie woda, spływają na parapety. Czuję się trochę jak na wakacjach. Przeniosłam się w te czasy jak za dzieciaka jeździło się do lasu pod namiot i często pod tym właśnie namiotem spędzało dwa tygodnie, bo akurat tak się złożyło, że cały lipiec lało. To właśnie ten dźwięk łomoczący o gruby materiał chciałabym, żeby moje dziecko poznało i pokochało. To też ten dźwięk, który echem rozchodzi się po ścianach na poddaszu, to te długie niedziele w mroku, z włączonym telewizorem i jakimś fajnym filmem przygodowym w tle, albo wyruszanie w kolejną przygodę z Musierowicz… To ulubiony słodki podwieczorek, kasza manna albo placki ziemniaczane… to siedzenie cały dzień w piżamie, na tronie ułożonym z kołdry i poduszek, to ten stan gdy babcia gotowała obiadek a potem wciskała dokładkę. A jak miało się szczęście to można było wbiec w tą ulewę, zaciągnąć mokrym lasem albo wpatrzeć w puste asfaltowe lustra i czuć te uczucia, których się poprostu nie da nie czuć i nie da zapomnieć, choćby się człowiek bardzo starał, tylko po co miałby się starać, skoro to najspokojniejsze, najbardziej magiczne i rozbudzające wyobraźnię chwile dzieciństwa? I chociaż troszkę, troszeczkę czasem bolą, bo są jakby idealnym wspomnieniem i tęsknotą, to choćby się świat walił, to ja wszystkie te wakacje w Azjach, Marokach, Stanach, Karaibach… oddam za deszczowy lipiec pod namiotem z moim synem.
Jesteśmy w oku cyklonu
- Karo Tomaszewska
- 18/05/2020
- Bez kategorii